Chłopiec z obrazu.
Nie uratuję mój
drogi, chłopca idącego wraz z babcią na obrazie. Ostatni raz wyszli na jesienną
przechadzkę razem, trzymając się za ręce. Można to sobie wyobrazić( jeśli ktoś
nie widział na płótnie) jak wspólnie brodzą przez zastępy liści na chodniku,
jak rozglądają się przechodząc na drugą stronę ulicy. Idą do szkoły, a może do
sklepu. Może rano , a może po południu, kiedy słońce delikatnie chyli się ku
zachodowi ozłacając drzewa. Idą po raz ostatni. Ostatni raz zobaczą ulicę z tej
perspektywy. Niczego nie świadomi, dzień jak co dzień. Należy tylko cieszyć się
chwilą. Zaglądać w oczy przechodniom uśmiechając się lekko. Ona myśli o liście
zakupów i czy czegoś nie zapomniała. Gdzieś tam w oddali, za mgłą codzienności
majaczy widmo córki. Dziecko skacze obok ,raczej zadowolone . Opowiada coś
szczebiocząc . Czasami tylko zadaje poważne pytania z przekorą osoby, która
zna odpowiedź. Ich horyzont spowija
czarna farba, o której słyszano tylko w wielkich gabinetach i za pośrednictwem
ściszonego głosu. Za chwilę wybuchną bomby i i ktoś zacznie krzyczeća ktoś inny oprze się o ścianę. A nasi bohaterowie znikną. Tak to się zaczyna.
.Nikt przecież nie dawał żadnej gwarancji na życie. Reklamację można podobno składać w niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz