środa, 10 sierpnia 2016



Chłopiec z obrazu.

  Nie uratuję mój drogi, chłopca idącego wraz z babcią na obrazie. Ostatni raz wyszli na jesienną przechadzkę razem, trzymając się za ręce. Można to sobie wyobrazić( jeśli ktoś nie widział na płótnie) jak wspólnie brodzą przez zastępy liści na chodniku, jak rozglądają się przechodząc na drugą stronę ulicy. Idą do szkoły, a może do sklepu. Może rano , a może po południu, kiedy słońce delikatnie chyli się ku zachodowi ozłacając drzewa. Idą po raz ostatni. Ostatni raz zobaczą ulicę z tej perspektywy. Niczego nie świadomi, dzień jak co dzień. Należy tylko cieszyć się chwilą. Zaglądać w oczy przechodniom uśmiechając się lekko. Ona myśli o liście zakupów i czy czegoś nie zapomniała. Gdzieś tam w oddali, za mgłą codzienności majaczy widmo córki. Dziecko skacze obok ,raczej zadowolone . Opowiada coś  szczebiocząc . Czasami tylko zadaje poważne pytania z przekorą osoby, która zna odpowiedź.  Ich horyzont spowija czarna farba, o której słyszano tylko w wielkich gabinetach i za pośrednictwem ściszonego głosu. Za chwilę wybuchną bomby i i ktoś zacznie krzyczeća ktoś  inny oprze się o ścianę.  A nasi bohaterowie znikną. Tak to się zaczyna. .Nikt przecież nie dawał żadnej gwarancji na życie. Reklamację  można podobno składać w niebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz